Czterodniowa podróż do Hiszpanii. Optymalna trasa, którą Andrzej zaprogramował w nawigacji, została przez nas opracowana po wielu przejazdach.
Najwięcej czasu spędzamy we Francji, mamy tam dwa noclegi. Przyjemny przystanek na górce za niewielką miejscowością Montchenot.
Choć to początek kwietnia, we francuskich miasteczkach wszystkie drzewka już kwitną. Dla nas to skok do wiosny.
Charakterystyczny obrazek z francuskiej prowincji. Dzięki naszym częstym wyjazdom bardzo polubiliśmy ten kraj.
Kot z Baye (Marne), malutkiej miejscowości w północno-wschodniej Francji.
W Baye najchętniej zaopatrujemy się w pyszne, świeżutkie, domowe bagietki - pani z piekarni już nas pamięta. Ta bagietka ma kształt rogala.
Jadąc wzdłuż pól podziwiamy rzepakowe krajobrazy i wdychamy charakterystyczny zapach. W Polsce rzepak zakwitnie dopiero za miesiąc.
Niezwykłe są te drzewa.
Przy drodze czasami napotykamy zabytkowe budowle. Niekiedy są to piękne pałacyki położone w głębi lasu, z niesamowitym wjazdem na posesję.
Z autostrady A10 (zwanej Akwitanką) - łączącej Paryż z Bordeaux, zjeżdżamy w prawo, na A63 do Mont de Marsan, gdzie mamy ostatni - trzeci nocleg w trasie.
A to sieciowy hotel w Mont de Marsan, wygodne i bezpieczne miejsce.
Przed wjazdem do Navarrenx w Nowej Akwitanii (już Pirenejach Atlantyckich) zawsze podziwiamy te drzewa, a potem kamienny most.
Przy drodze w góry.
Złapałam białe krówki...
Odpoczywamy chwilę we francuskich Pirenejach, nad rzeką Aspe.
Jest tutaj wiele chronionych gatunków roślin i zwierząt.
Mijane widoczki z górskiej trasy.
Po wyjechaniu z długiego tunelu Somport jesteśmy już w Hiszpanii. Tutaj są zupełnie inne, wygodniejsze drogi i piękne szerokie panoramy.
Ze specjalnego punktu widokowego można podziwiać niesamowite krajobrazy.
Takie opisy ułatwiają rozpoznawanie pirenejskich szczytów.
Jesteśmy już na południu Hiszpanii, niedaleko Walencji fotografuję pola z winoroślą - bardzo różnią się od tych jesiennych.
Dojeżdżając do mety wybraliśmy rekreacyjne tereny, gdzie podziwialiśmy niezliczone obiekty turystyczne ukryte wśród zieleni. Mijamy Las Colinas Golf & Country Club.
Przyjechaliśmy przed Wielkanocą, z zamiarem obejrzenia słynnej procesji wielkoczwartkowej. Wieczorem idziemy do portu w Cabo de Palos, w którym w ciemnościach odbędą się miejscowe uroczystości.
Ubieramy się cieplej i zakładam bosmankę, w nocnych godzinach w porcie Morza Śródziemnego jest chłodno.
Na przedzie procesji z portowego kościoła, idzie grupa trębaczy. Wielkie morskie muszle wydają niesamowity, przejmujący dźwięk.
Zaraz za nimi kroczy pierwsza grupa. Nie jesteśmy przyzwyczajeni do takich strojów. Wszystkim moim znajomym kojarzą się z ku-klux-klanem. Tutaj jednak jest to dawna tradycja.
Procesja w porcie ma charakter morski, jest wiele marynistycznych symboli.
Każda następna grupa niezwykłych postaci kroczy w rytmie bębnów i ma własną orkiestrę.
Kolejna niesiona figura.
Znowu inne kolory szat. Jesteśmy pełni podziwu dla organizatorów i osobistego zaangażowania mieszkańców.
Ta figura jest chyba najważniejsza. ale bordowe stroje tych mężczyzn kojarzą mi się z bułgarską drużyną Turnieju Trójmagicznego. Jakbyśmy znaleźli się w nierealnym świecie...
Panie w pięknych czarnych koronkach szły na przedzie kolejnego feretronu. Dźwięki i obrazy wprowadziły nas w podniosły nastrój świąt wielkanocnych.
W domu sieję rzeżuchę i przygotowujemy święta. Takie pomalowane jajka kupuje się w supermarkecie Mercadona, a ja wiozłam z Polski farbki... i zostałam z nimi jak ten Himilsbach z angielskim ;)
Piekę mazurki i babkę drożdżową. Pierwszy raz robię ciasta w Hiszpanii.
Bez ryby w galarecie nie ma u nas świąt.
Spacerek po Playa Honda. Ciągle dostrzegamy coś nowego.
Typowy hiszpański ogródek.
Takie drzewko nazywamy "odwróconą choinką".
Gdzieś pod murem wyrosła śliczna łączka.
Na plaży w wietrzny dzień, obok chiringuito Coco & Melon.
Obrazek z plaży nad Mar Menor.
Na wielu drzewkach można zobaczyć dojrzałe cytryny.
W plażowym barze na nowy sezon wywieszono nowe flagi.
Kosy śpiewają tutaj zupełnie tak samo jak w Polsce :)
Jak zwykle mamy oswojone wróbelki, są coraz odważniejsze.
Zwiedzamy sąsiadujący z nami "Caravaning La Manga". Prawie 2000 posesji, kempingowy szyk, baseny, boiska, park wodny i ogromny sklep - robią wrażenie.
Na kempingu mieszka wiele ślicznych kotów.
Łąka między naszym domem a caravaningiem pokryta jest kwiatami. Fioletowe plamy tworzy rukwiel nadmorska, a żółte stokrotki - to złocień polny.
Na tle morza kolorowe łąki tworzą piękny krajobraz.
Wszystkie żółte i jeden czerwony mak...
W mieście Murcja zaraz po świętach rozpoczynają się liczne festyny. Żacy w charakterystycznych strojach od wieków kultywują obchody "Pogrzebu Sardynki".
Wieczorem, ulicami miasta, mimo deszczu, odbył się wielki kolorowy pochód.
Ta zabawna uroczystość wpisuje się w program imprez organizowanych w ramach Festiwalu Wiosny.
Około trzydziestu „grup sardynkowych” organizuje wesołą paradę Pogrzebu Sardynki. Zgrupowania te zajmują się ponadto ożywianiem miasta w dni poprzedzające uliczną kawalkadę.
Pogrzeb Sardynki to popularny pochód, który zamyka okres karnawału.
Początki obchodów datuje się na rok 1850, kiedy to grupa studentów postanowiła utworzyć orszak, na którego czele miała być sardynka jako symbol postu i abstynencji, by ponownie przeżyć święto mające miejsce w karnawale.
To barwna parada z gigantami i postaciami o wielkich głowach, kuglarzami i fanfarami, na końcu której jadą karoce, przeznaczone dla bogów Olimpu, rzucające w publiczność tysiące zabawek.
Atmosfera wesołego karnawału nie blednie mimo ulewnego deszczu.
Dzieciaki ze swoimi rodzicami będą później wracały do domów z workami pełnymi zabawek.
Cały pochód towarzyszy postaci sardynki do miejsca, w którym zostanie ona spalona, pośród spektaklu sztucznych ogni i wielkiego święta ludowego, które zakończy się o świcie.
Z balkonu Urzędu Miasta odczytywany jest Testament Pani Sardynki, w którym z dużą dawką humoru komentowane są aktualności polityczne i społeczne.
Odkrywamy nowe miejsce na Półwyspie La Manga. Słonecznice o tej porze roku są urzekające.
Każdy w tym budynku ma taras z widokiem na Morze Śródziemne.
Widoczek z plaży na Półwyspie La Manga.
Wygląda jak kula śnieżna, ale to boja zerwana w czasie sztormu.
Wracając ze spaceru zaglądamy na spot kitesurferów w zatoczce Mar Menor. Jedno wielkie szaleństwo.
U koleżanki w Los Belones udaje nam się sfotografować bardzo zwinnego gekona.
Przed sklepem w Cabo de Palos do naszego samochodu przytulił się kot i nie bardzo chciał odejść...
Bando de la Huerta w mieście Murcia - czyli wielka fiesta na powitanie wiosny. www.laverdad.es
Przez miasto przejeżdżają rolnicze wozy (niektóre ciągnięte przez woły i konie), z których w tłum rzucane są rozmaite produkty spożywcze.
Na Plaza del Cardenal Belluga, u bram murcjańskiej katedry, figura Virgen Fuensanta La Morenica otrzymywała bukiety kwiatów, które przynosiły jej setki wiernych. www.laverdad.es
Wiele miesięcy przygotowań, dużo poświecenia i zapału mieszkańców Murcji daje takie piękne efekty. www.laverdad.es
Przed ratuszem miasta Murcja (partnerskiego miasta polskiej Łodzi). www.laverdad.es
Zanosi się na burzę, niesamowity jest widok nieba nad laguną Mar Menor.
20 kwietnia przyglądam się mapie burzowej. Ma być tylko u nas.
Zagrzmiało tylko raz, ale ulewny deszcz spowodował, że ulicą popłynęła rzeka wody zmieszanej z saharyjskim pyłem.
Zdewastowana ulewą plaża obok naszego domu.
Ziemia tutaj szybko wysycha. Możemy się już wybrać na spacer przez łąki, aby dotrzeć do białego domku na mini - półwyspie, widocznego z naszych okien.
Jesteśmy coraz bliżej, urocze miejsce...
Znajdź sześć papug :)
Mewa śródziemnomorska usiadła na słupku z napisami dotyczącymi ochrony środowiska.
Mar Menor jest świetnym akwenem dla windsurferów.
Codzienny poranny spacerek naszą plażą.
Akurat ślicznie zakwitły aloesy.
Z okna obserwuję malowniczego pana ogrodnika. Opuncje po prawej stronie zasadził 5 lat temu, gdy przyjechaliśmy tutaj po raz pierwszy. Teraz są już ogromne.
Zautomatyzowane wysypywanie śmieci. Kierowca ciężarówki stoi z boku ze sterownikiem.
Od czasu do czasu podziwiamy przejeżdżające konie.
Andrzej kilka razy dziennie pływa w zatoce. Specjalne wdzianko dobrze zastępuje ręcznik kąpielowy :)
Kupiłam farby akrylowe i maluję na kamieniach... Sosnowe szyszki są wielkości dłoni.
Wieczór nad Mar Menor.
W domu ciemno, a za oknem - czerwone niebo.
Nie jedziemy do murcjańskiego Caravaca de la Cruz, ale tam o tej porze roku również odbywają się uroczystości. Festiwal "Caballos del Vino".
Punktem kulminacyjnym jest wyścig uroczyście przystrojonych koni do zamku, podziwiany przez tysiące ludzi.
Od 2020 roku święto to figuruje na liście niematerialnego dziedzictwa kulturowego UNESCO.
W zamku - katedrze Caravaca de la Cruz odbywają się tradycyjne uroczystości kościelne ze współudziałem władz, poświęcenie kwiatów.
Jesteśmy na niewielkiej plaży w zatoczce Cala Reona, w Cabo de Palos. W morzu siedzi mikroskopijny "potwór z Loch Ness" - to ptak, który wytrwale co kilka sekund zanurza szyję pod wodą.
Rozdroża Parku Regionalnego Calblanque. To obszar chroniony znajdujący się pomiędzy La Mangą i Kartageną, stanowiący fragment wybrzeża Costa Calida.
Od czerwca do września wjazd na teren parku własnym samochodem nie jest możliwy.
Calblanque jest jednym z najpiękniejszych i najlepiej zachowanych dziewiczych krajobrazów na całym wybrzeżu śródziemnomorskim.
Na skraju parku spotykamy dwa smutne osiołki...
Przy zakurzonych drogach można zobaczyć takie nietypowe znaki.
W niewielkim sosnowym lasku parku Calblanque duże wrażenie robią na nas iglaki wymieszane z palmami i krzewami lawendy.
Lawenda roztacza swój zapach i tworzy piękne fioletowe plamy.
Ścieżkami przyrodniczymi, które tworzą drewniane pomosty, docieramy do plaży.
Plaże Calblanque znalazły się na liście 40 najlepszych w Europie.
Wylegując się na plaży parku Calblanque, rozmawiamy o staranności z jaką chroni się tutaj całe 13 km linii brzegowej.
Na zakończenie, tradycyjnie, zamieszczam parę zdjęć zachodów słońca.
Spektakle na niebie są tutaj niezwykłe.
Pożegnanie dnia.
Czasami wszystko się srebrzy...
O tej porze roku słońce chowa się dokładnie za wieżowcem.
W drodze powrotnej kierowca musi czasem się zdrzemnąć (gdzieś we Francji).
Wracając do Polski podziwiamy rosnące przy francuskich drogach żółte krzewy żarnowca (zdjęcie nieopodal wsi Presly).