Biała

Biała babcia

Czarna

Czarna babcia

Moje babcie, kiedy miały
dwadzieścia kilka lat...

"Człowiek żyje dopóty, dopóki trwa pamięć o nim..."
____________________________________________________ Carlos Ruiz Zafón

W życiu nic nie jest całkiem czarne ani całkiem białe. Tak jak czerń - czerni nierówna, bo istnieją różne jej tonacje, tak nasze ludzkie cechy, choć można je nazywać, sztywno klasyfikować i rozróżniać, tworzą jednak całą gamę różnych odcieni. Dla mnie biel kojarzy się z otwartością, pogodą ducha, szerokim spojrzeniem na świat. Czerń zaś, nie tylko ze smutkiem i ciężarem, ale także z powściągliwością, wytrzymałością, dumą i elegancką prostotą.

            Nie wiem jak do tego doszło, ale musiałam być wówczas bardzo małym dzieckiem, kiedy uznałam, że jedna z moich babć to Biała babcia, a druga - Czarna. Nazywanie ich w ten sposób było czymś zupełnie naturalnym, tak jakby wszyscy ludzie na świecie mieli Białą i Czarną babcię. Wcale nie miał tu znaczenia kolor włosów, gdyż obie miały włosy ciemne. Do teraz je tak nazywam, gdyby żyły,  Biała babcia  (Lutosława) miałaby w tym roku 107 lat, a Czarna (Leokadia) - dzisiaj skończyłaby 105... Znałam ich imiona, ale nigdy ich w domu nie używaliśmy, chodziło się po prostu do Białej i Czarnej babci. Obie wywarły duży wpływ na moje postrzeganie świata, stosunek do ludzi i wyposażyły mnie w wiele pożytecznych umiejętności. To, że dziecko "nasiąka" cechami rodziców jest oczywiste, ale często zapominamy, jak wiele zawdzięczamy naszym babciom. Pomyślałam, że na mojej stronie internetowej nie może ich zabraknąć, wspominając je, mam nadzieję na wywołanie refleksji u czytających i na ocalenie od zapomnienia moich wspomnień.

            Babcie były bardzo różne: Biała - niska, okrągła, rozmowna, wrażliwa i twórcza; Czarna - wysoka, silna, małomówna, twarda i pracowita. Obie miały też cechy wspólne, były odważne i zupełnie nie przejmowały się tym, "co powiedzą ludzie" :) Młodo owdowiały, a ich losy naznaczyła druga wojna światowa. Później, w na nowo poukładanym życiu, Biała babcia miała smykałkę do biznesu i odnosiła sukcesy finansowe, a Czarna żyła skromnie i odkładała każdy grosz "na czarną godzinę". Biała babcia sama szyła sobie sukienki, całymi dniami robiła na szydełku prześliczne koronki z cienkiego kordonka i potem wstawiała je do samodzielnie uszytej pościeli. Czarna babcia - była mistrzynią w krawieckim wykańczaniu szwów, robiła ręcznie to, co teraz nazywa się maszynowym ściegiem overlock. Potrafiła przerabiać ubrania, wspaniale haftować i cerować. Mam po niej w spadku wiele pudełek po czekoladkach, które zawierają całe kolekcje kolorowych nici. Obie babcie zostawiły mi też stare maszyny do szycia - marki Singer, mogłyby one wiele opowiedzieć, bo są dużo starsze ode mnie.
Biała babcia potrafiła samodzielnie uszyć abażury do lamp, robiła też piękne kosmetyczki, które rozdawała znajomym. To ona nauczyła mnie szyć na maszynie i szydełkować. Była bardzo cierpliwa i ciepła. Opowiadała, bajki, niesamowite historie, często nawet o duchach. Lubiła ze znajomymi pograć w karty, postawić sobie pasjans, a nawet powróżyć. Swoje siwiejące włosy farbowała na czarno, używała też pomadki i kredki do oczu. Do dzisiaj pamiętam jej piękne stare broszki i korale... Czytała dużo książek, potrafiła czytać kilka naraz. Miała sporą bibliotekę oraz pokój - werandę, pełną kaktusów. Sama ten pokój pomalowała w kolorowe pasy. W mało barwnych, polskich latach 60-tych była to niezła ekstrawagancja :) Żywo interesowała się wydarzeniami na świecie, pamiętam jak płakała po zamachu na prezydenta Kennedyego... Miała wielu ciekawych znajomych, na przykład z branży filmowej. Dzięki niej poznałam koleżanki ze Szwecji, co wówczas było ewenementem. W dniu wybuchu II wojny światowej, 1 września, moja Biała babcia została młodą wdową z trójką małych dzieci, gdyż jej mąż, a mój dziadek, starszy bosman Morskiego Dywizjonu Lotniczego, zginął podczas bombardowania bazy w Pucku. Nie mogę wyjść z podziwu, jak ona przeżyła całą wojnę z maluchami. W czasie okupacji pracowała między innymi w torpedowni, była sanitariuszką, a także bileterką w gdyńskim, wówczas niemieckim kinie "Warszawa". Za ekranem, w czasie gdy widownia była pełna Niemców, ukrywała z przyjaciółmi zbiegłych więźniów z obozu koncentracyjnego Stutthof. Kiedyś opisano tę historię w czasopiśmie "Kulisy".

Czarna babcia była zupełnie inna, miała całkiem odmienny sposób bycia i zachowanie. Może dlatego, że już rok po ślubie została młodziutką wdową z 2-miesięczną córeczką (moją mamą), a później, w czasie wojny straciła także drugiego męża. Małomówna, powściągliwa, razem ze swoim kotem spędzała często czas w niewielkim pokoju, przy piecu. Gdy przychodziłam, to wkładała do dochówki jabłka i jak już się upiekły, zjadałam najpyszniejszą potrawę świata! Do dziś od czasu do czasu piekę sobie jabłuszka w piekarniku. Czarna babcia nauczyła mnie zamiłowania do porządku, przejęłam też po niej powściągliwe podejście do wielkich imprez i uroczystości. Lubiła piękne kapelusze i eleganckie płaszcze, żyła jednak bardzo skromnie, a gdy uskładała trochę pieniędzy, potrafiła nam zrobić porządny, wartościowy prezent. To ona czesała mi długie włosy w "koński ogon" i czasami wyprawiała do szkoły. Przychodziła popilnować, gdy byłam chora. W szafach wszystko musiało być poukładane w kosteczkę, zawsze było tam miejsce na nowiutkie ręczniki i piękną pościel. Czarna babcia tak potrafiła wysprzątać u nas kuchnię, że gdy mama wracała z pracy, wszystko lśniło. Była też mistrzynią "wielkiego prania", a takie pranie w czasie mojego dzieciństwa trwało co najmniej 2 dni. Trzeciego dnia chodziło się do magla :) Wszystko musiało być śnieżnobiałe, wykrochmalone kołnierzyki, serwetki i obrusy były sztywne jak papier. Pamiętam babci stare żelazko z duszą, łatwo było nim przypalić ubranie... Czarna babcia nie piekła ciast, ale raz na parę miesięcy robiła blachę drożdżówki z kruszonką, którą zanosiła do piekarza. Chyba mam to po  niej, że na święta robię tylko swojską drożdżówkę, inne ciasta zupełnie się nie liczą.

Tak wspominam moje babcie. Obie, jak dobre wróżki, przekazały mi dary na całe życie. Uświadamiam to sobie dopiero teraz, kiedy sama jestem w "babciowatym" wieku. To niezwykle ważne, żeby dzieci miały przy sobie starszych ludzi, którzy podarują im wiele dobrych cech i umiejętności. Rodzice są często zapracowani, zabiegani, dbają o status rodziny i sprawy bytowe. Mimo tego, że dają swoim dzieciom to co najlepsze, sami nie potrafią podarować tego, co starsze pokolenie babć, dziadków, cioć czy wujków. Jeśli mamy taką możliwość, umożliwiajmy swoim dzieciom szeroki kontakt z seniorami. Uważam, że ma to ogromną wartość i każdemu życzę mieć takie babcie jakimi były moje: Biała i Czarna.


14.04.2016