pomnik Franciszka

wieczorem, na Cabo Verde

Zbyszek Nowak

niezwykła stara szklana kula,
jaką mam po mojej Czarnej Babci; raczej nie była przedmiotem magicznym ;)

„Jasnowidz podczas usiłowania odkrycia wizji jest podobny do alpinisty, co wdziera się wśród skał
i przepaści w ciemnej jak ołów chmurze na szczyt górski; stąd dopiero może w blaskach słonecznych dojrzeć szerokie krajobrazy."

O. Andrzej Czesław Klimuszko

str.1 wstecz


           Innym fenomenem, który od lat mnie fascynuje jest jasnowidzenie. Należy ono do zjawisk paranormalnych, takich jak lewitacja, bilokacja czy telepatia. Może kiedyś i im poświęcę na moim blogu trochę miejsca, gdyż paru niewielkich epizodów telepatycznych doświadczyłam też osobiście. Jasnowidzenie jednak jest czymś, czemu nie mogę się nadziwić i co uświadamia mi, jacy jeszcze jesteśmy niedouczeni. Wielki filozof, święty Augustyn pisał: „Cuda nie zdarzają się w naturze, lecz tylko wbrew temu, co jest nam znane w naturze." Może byłabym sceptykiem, gdyby nie zapracowany franciszkanin z Elbląga, znany raczej z leczenia ziołami, ojciec Andrzej Czesław Klimuszko. Wybierałam się kiedyś do niego (bo na studiach medycznych zetknęłam się z lekarzami, którzy mieli z nim kontakt), ale niestety zmarł w 1980 roku i moja podróż nie doszła do skutku. Bardzo skromny i szczery człowiek, który nie uczynił ze swojego daru komercji, a wręcz przeciwnie, wzbraniał się przed jego szerokim ujawnianiem. W książce "Moje widzenie świata" (na jej napisanie długo go namawiano), dokładnie opowiedział o odczuciach jakie towarzyszyły mu podczas wizji oraz wpływie warunków zewnętrznych na trafność swoich przepowiedni. Pisze o pomyłkach, braku sprzyjających okoliczności, ale jednocześnie o mnóstwie niesamowitych przypadków, które okazały się sukcesem. Poszukiwał zmarłych, czasem zaginionych przedmiotów, widział ludzką przeszłość i przyszłość. Niekiedy niezwykły dar bardzo go stresował, bo obrazy były przerażające. Kilka razy, dzięki jasnowidzeniu, w czasie wojny zdołał uciec i nie stracić życia. Ojciec Klimuszko, badany przez wielu ludzi współczesnej nauki nie tylko w Polsce, wciąż z pokorą podchodził do swojej zdolności. Sam chciał wiedzieć dlaczego tak jest i doszukiwał się okoliczności, które mogły na nią wpłynąć. Zakonnik przepowiedział między innymi wybór papieża Polaka podając nazwisko, króciutki pontyfikat jego poprzednika, miał też wizje pontonów z uchodźcami pokonujących obecnie Morze Śródziemne. Jeszcze bardziej szczegółowe przepowiednie są dostępne w sieci, w powielanych publikacjach. Widział też o wiele więcej niż zapisano, ale nie bardzo chciał się tym dzielić, jego życie zdominowała bowiem pomoc chorym ludziom. Swój dar jasnowidzenia franciszkanin opierał na legitymacyjnej fotografii i co dziwne: jawiła mu się przeszłość oraz przyszłość danego człowieka, jego choroby, zagrożenia i sukcesy, liczba potomstwa, cechy charakteru. Oglądając zdjęcie nie koncentrował się jednak na samym wizerunku, odbierał to gdzieś obok, jakby w tle, a sama fotografia była tylko stymulatorem do osiągnięcia wizji.
           Podobnie działają też inni profeci, skupiający się na wielu różnych rzeczach. Przedmioty należące do poszukiwanego wywołują wizję u pana Krzysztofa Jackowskiego. Ktoś inny korzysta z kart, jakiś amerykański chłopak bazgrze po kartce papieru. Święty ojciec Pio częste epizody jasnowidzenia miał podczas spowiadania wiernych, a do tego posiadał jeszcze parę innych, paranormalnych zdolności. Wcale się już nie dziwię, że legendarne jasnowidzące osoby pocierały szklaną kulę, albo przepowiadały z fusów, jak w "Harrym Potterze". Wczoraj czytałam o jednej ze współczesnych - wizjonerce z Wielkiej Brytanii - Jemimie Packington, która wróży z rozrzuconych szparagów (!), a jej bardzo konkretne i w bliskiej przyszłości sprawdzalne przepowiednie zgadzają się w 75-90%... Po tym co napisał ojciec Klimuszko mam poczucie, że te budzące śmiech szparagi, są tylko takim właśnie stymulatorem i wyzwalaczem jasnowidzenia, jakim dla niego były fotografie albo rzeczy danej osoby. Sądzę, że ludzie obdarzeni darem wglądu w niewidzialną i niedostępną rzeczywistość, wszyscy mają to samo - być może odblokowane jakieś nieznane nam dotąd obszary mózgowia albo nerwowego układu autonomicznego. Niektórym owe predyspozycje ujawniają się bowiem po przeżyciach z pogranicza śmierci, np. ciężkim pobiciu, jak u Klimuszki, powypadkowej utracie wzroku, jak u bułgarskiej Baby Wangi. Profeci istnieli od starożytności, nie wszystkie jednak okoliczności sprzyjały ich bezpieczeństwu. Byli zatrudniani przez władców, oskarżani o czary, mordowani albo czczeni, ludzie się ich obawiali. Obecnie często są wyśmiewani i lekceważeni (czym chętnie parają się internetowi hejterzy), jednakże tacy z nas, którzy znaleźli się w wielkiej potrzebie, wciąż decydują się poprosić ich o pomoc.
           Zapewne doniosła byłaby naukowa odpowiedź na pytanie: jak to możliwe, że daje się ujrzeć przyszłość, skoro jeszcze jej nie było? A może sam CZAS jest czymś zupełnie innym, stałym i nieupływającym - tak, jakby był trwałym materialnym budynkiem - i tylko korytarze o nazwach 'przeszłość' i 'przyszłość' ma dla nas pozamykane? Oj, wiele by to wyjaśniało...

           Lubię czytać o nadzwyczajnych umiejętnościach. Szczególnie tych, które wymykają się nauce i wciąż nie udaje się ich do końca wytłumaczyć... Staram się też nie przyjmować wszystkiego bezkrytycznie, bo jak mawiał Kartezjusz: „Jeżeli naprawdę poszukujesz prawdy, powinieneś, bodaj raz w życiu, zwątpić, w miarę możności we wszystko." Chciałabym dożyć rozwiązania wielu niewyjaśnionych zjawisk, które wciąż powodują, że nasze dobre życie nie pozostaje takie proste i oczywiste.


23.01.2022