Przed nami dobrze znana trasa z Pucka do hiszpańskiej Playa Honda - La Manga w Murcji.
Po niemieckich autostradach i noclegu pod Dortmund, pierwsze zdjęcia pstrykam w Belgii. Rondo - gdzieś w drodze na Sprimont.
We Francji omijamy płatne odcinki autostrad. Niezmiennie zachwycamy się prowincją pełną takich obrazków jak ten w Montmort-Lucy (historyczna Szampania).
Nocleg w Sens / region Burgundia-Franche-Comté / departament Yonne. Polecamy hotel sieci Premiere Classe. Przez okno widzimy restaurację współpracującą z hotelem.
Przed wjazdem do Bordeaux robimy tradycyjnie przystanek na Aire de Bedenac.
Rosną tutaj sosny, które mają ogromne igły.
Ostatni, trzeci nocleg w drodze mamy w Pau, miejscowości leżącej w Nowej Akwitanii, w departamencie Pyrénées-Atlantiques.
Rano wjeżdżamy w Pireneje. Jak zwykle po francuskiej stronie - mroczne i deszczowe.
Co jakiś czas mijamy górską wioskę, pasące się owce i konie.
Zachmurzone niebo różowieje, ale na szczęście nie ma burzy i ulewy.
Trasa przez Pireneje Atlantyckie.
Mijamy piękne Urdos w górach (tylko 160 mieszkańców); sąsiaduje z zabytkowym fortem Portalet.
Ośmiokilometrowy tunel Somport, to górska granica między Francją a Hiszpanią.
Za tunelem jak zawsze świeci słońce. Droga do Villanua.
Po hiszpańskiej stronie Pirenejów, na specjalnych przystankach można podziwiać zapierające dech widoki...
...i zjeść śniadanko.
Hiszpanie wciąż budują w górach nowe, szerokie drogi i tunele.
Po przyjeździe do Playa Honda lecimy na spacerek. Musimy sprawdzić co się zmieniło pod naszą nieobecność.
Plaża obok domu jest szeroka i czysta. Jak zwykle we wrześniu, nie ma już tłoku.
Spacerujemy brzegiem i podziwiamy krajobrazy.
Ta palma często pozuje do zdjęć. W tle półwysep La Manga.
Tańczące na wietrze parasole w nowej plażowej knajpce "Coco & Melon".
Spacerując przez suche łąki podziwiamy bryły dwóch budynków: 10-piętrowego Verdemar III oraz naszego 5-piętrowego Verdemar II - po lewej.
Na wysuszonych patykach hibernuje mnóstwo ślimaków. Zaskakujący widok, chyba czekają na deszcz...
W sąsiedniej Playa Paraiso powstał nowy apartamentowiec "Los Flamencos". Aktualnie sprzedawane są mieszkania.
Ma ładną bramę z flamingami.
"Los Flamencos" bezpośrednio graniczy z salinami Marchamalo, które w tej chwili tworzą płytkie, słone jeziorka. Przylatuje tu mnóstwo ptaków, z flamingami włącznie.
Spacerek.
Egzotyczne dla nas roślinki rosną byle-jak i byle-gdzie, a są takie piękne...
Zupełnie zwykłe bloki zawsze lekko trącą architekturą arabską.
Jedna z charakterystycznych, pięknych posesji.
W październiku na palmach dojrzewają daktyle. Przywabiają tu mnóstwo zielonych papug mnich.
Na promenadzie ustawiono nowe ławeczki.
Jedziemy do portu w odległym o 3 km Cabo de Palos.
Na każdym kroku można się natknąć na taki obrazek.
Chciałoby się uwiecznić każdy widok.
Wypełniony po brzegi port jachtowy w Cabo de Palos.
A teraz przegląd kwiatków...
Bugenwille są tu powszechne.
Delikatny błękitny jaśmin.
Wielkie owoce pigwowca.
Rododendrony przekraczają tutaj wszelkie granice :)
W przydomowych ogródkach rosną ogromne sukulenty. Jakże to odmienne od naszej strefy klimatycznej...
Stoję pod sosenką, która ma długie igły i szyszki wielkości dłoni.
Obok naszego domu powstała letnia restauracja z dobrą kuchnią. O tej porze roku jest nieczynna.
Nazywa się 'Plaza 3 Beach'.
Ta sama restauracja od strony morza. Po lewej jest nasz dom.
A to mieszcząca się obok, absolutnie niezwykła i klimatyczna knajpka plażowa Zankara. Czasami, przed południem, zaglądają tu konie.
Chodzimy do Zankary na dobrą kawę, to tylko kilka kroków od nas.
Miguel, szef Zankary, to już nasz dobry znajomy. Na wyjazd sprezentował nam regionalny unikalny produkt - kawior z cefala (podziękowaliśmy wedlowskim ptasim mleczkiem).
Woda w zatoce Mar Menor jest przejrzysta, Andrzej kąpie się kilka razy dziennie.
Laguna ma tendencję do przeżyźnienia i zarastania, gdyż przybrzeże rolnictwo niestety "zasila" ją nawozami.
Zdarzające się niedotlenienie części wód bardzo źle wpływa na morskie organizmy. Bywają epizody wymierania ryb (co nam, znad Zatoki Puckiej, jest nieobce). Co jakiś czas odbywają się protesty w obronie Mar Menor i już zaczynają być skuteczne.
Któregoś poranka zauważyliśmy strażaków ('bomberos') ratujących kota, który wypadł komuś z balkonu na markizę piętro niżej.
A to śliczna kocia rodzinka na śmietniku. Wieczorami dokarmiamy ją chrupkami.
Z zaciekawieniem obserwujemy, jak mama uczy swojego kociaka jeść trawkę, która oczyszcza jelita.
W niedzielny poranek wybucha pożar na nieodległym kempingu, widzimy go z okien. Jest tutaj około 2000 parceli z domkami i przyczepami. Spaliło się 19, na szczęście nikt nie ucierpiał. Bomberos spisali się znakomicie.
W pochmurny dzień odwiedzamy Kartagenę. Robimy zakupy, jemy obiad i wracamy do domu. Unikamy zatłoczonych miejsc pomimo tego, że w Murcji wszyscy noszą maski, jest 90% zaszczepionych i tylko kilkadziesiąt osób chorych na covid.
Nie oparłam się ciuchom z Primarka. Szkoda, że w Polsce jest tylko jeden taki sklep.
W nowym "Asia Center" (to już trzeci taki ogromny sklep obok nas) kupiliśmy fajną skrzynię - gromadzimy w niej upominki, które pojadą do Polski.
W nocy służby tutaj pracują. Właśnie trwa wymiana żarówki w ulicznej latarni.
O północy robię niewyraźne zdjęcie. Ojcowie z nastoletnimi synami zakładają gumowe spodnie, latarki na głowę oraz zaopatrzeni w kaszorki wybierają się na połów krewetek.
W Mar Menor łowi się unikatowe krewetki tzw. langustynki Penaeus kerathurus. Zdjęcie ze strony https://marmenormarmayor.es/mar-menor/fauna-marina-mar-menor/crustaceos.html
Malownicze patio u naszej hiszpańskiej koleżanki - Małgosi.
Małgosia mieszka w Los Belones, kilka kilometrów od nas. Poznaliśmy ją parę lat temu w Zankarze i zaprzyjaźniliśmy się.
Jedziemy do Los Alcazares, trochę większego od Pucka, miasta nad Mar Menor. Odwiedzamy tam poznane 2 lata temu, starsze brytyjskie małżeństwo. Siłą rzeczy szlifujemy angielski ;)
W tym roku naszą plażą na La Mandze jest plaża surferów obok hotelu Galua mieszczącego się na skale wysuniętej w Morze Śródziemne.
Spaceruję i zbieram muszelki.
Tutejsze plażowe chiringuito nazywa się 'Krab'.
Latarnia w Cabo de Palos i skrząca się woda...
Na plaży.
Piękne wille graniczące bezpośrednio z plażą Morza Śródziemnego.
Są tutaj fale sprzyjające surferom.
Podziwiamy wyczyny tych chłopaków.
Na takiej plaży nikt się nie nudzi ;)
Andrzej pływa z żaglem na Mar Menor. Robię mu zdjęcia z tarasu, z odległości około kilometra.
Gdy tylko powieje wiatr, windsurferzy wyciągają swój sprzęt.
Mar Menor jest idealnym akwenem do uprawiania sportów żaglowych.
Żagiel 'ósemka' daje Andrzejowi wiele radości.
Przy większym wietrze pływa na '6,7'.
Wiatry wiejące nad Mar Menor.
Po siódmej rano jest tu jeszcze ciemno, można zobaczyć krajobraz z pięknym księżycem.
Pełnia jest także spektakularna.
Fajnie wyszedł.
Bladym świtem uruchamiam kominek i nastawiam ekspres do kawy... uwielbiam ten nastrój.
Sprytnie skonstruowane dwa łóżka z IKEI - w dzień zamieniają się w jedno. Wszystko mamy tu kompaktowe.
Poranek.
Przegląd zdjęć z Playa Honda kończę jak zwykle zachodami słońca. Fotka pstryknięta na patio naszego Verdemar II.
Mamy to szczęście, że okna są od tej strony.
Tymi zachodami wszyscy się zachwycają - sprzyja im bardzo wysokie zasolenie laguny i mikroklimat, jest mnóstwo zdjęć w sieci.
Czasami niebo jest żółte, a czasami czerwono-fioletowe.
W Polsce można kupić fototapety z zachodzącym słońcem - właśnie w tym miejscu.
Słońce zachodzi tutaj ponad godzinę później niż teraz w Polsce.
Życie nocne toczy się do pierwszej. Z oddali, znad wody słychać Beatlesów i Abbę :)
Pod koniec października robimy zakupy na trasę do Polski i ostatni raz wędrujemy bulwarem.
Od południowej Walencji w kierunku północnym, aż do tunelu Somport graniczącego z Francją, jedziemy niezatłoczoną, darmową autostradą A-23 o nazwie Mudéjar, uważaną za kręgosłup komunikacyjny Hiszpanii.
Jesienne krajobrazy na hiszpańskich polach tworzy mozaika ciepłych barw.
Przed Saragossą czekają na nas nowe, bardziej pustynne widoki.
Przejeżdżamy przez masyw górski Sierra de Guara, leżący w prowincji Huesca (Aragonia). Przez ten obszar przebiega kilka dopływów Ebro.
Przez hiszpańskie Pireneje wciąż prowadzi nas Mudéjar - widoki są coraz piękniejsze.
Krajobrazy się zmieniają. Droga w kierunku Canfranc i Francji jest wciąż przebudowywana, nawigacja wariuje.
Przed ostatnim tankowaniem w Hiszpanii robimy krótki przystanek w słonecznych górach.
Wyjazd z ośmiokilometrowego tunelu Somport oznacza, że zmieni się pogoda. Jak zwykle - we Francji jest pochmurnie, ciemno i wąsko na szosie.
Droga przez francuską część Pirenejów.
Wyjeżdżając z górskiej gminy Oloron-Sainte-Marie, przekraczamy rzekę Oloron i zawsze trafiamy na ten niepewny mostek w Viellenave-de-Navarrenx, chociaż można go objechać. Nawigacja robi sobie żarty, zanim się zorientujemy jest już za późno ;)
Bugnein to następna miejscowość w Nowej Akwitanii. Taka tablica zawsze oznacza ograniczenie prędkości do 50 km/godz.
Podczas jazdy na północ i wschód, zrobiło się wyraźnie zimniej. Samochód zasygnalizował nam, że powinniśmy dopompować wszystkie koła.
Wyjeżdżając po ciemku z hotelu w Mont-de-Marsan, witamy świt na polach. Jesienne drzewa są pięknie oświetlone wschodzącym słońcem. Na horyzoncie czai się mgła.
Nie mamy wyjścia, musimy przejechać przez zamglone tereny. Na szczęście tutaj jest niewielki ruch.
Naszym oczom ukazało się wielkie pole pełne żółtych słoneczników...
A to już Belgia. Na wygodnym parkingu Aire des Nutons w prowincji Luxemburg Andrzej ucina sobie regenerującą drzemkę.
Przejazd przez belgijskie Theux oznacza, że 2/3 trasy mamy już za sobą.
Przed nami Kolonia. Z uwagi na duży ruch, zawsze staramy się przejeżdżać tędy w niedzielę.
Na niemieckiej autostradzie pali się samochód. Utworzył się korek sięgający kilkudziesięciu kilometrów. Mieliśmy szczęście, że to przeciwny kierunek ruchu.
Hotel B&B w Hannover-Lahe mile nas zaskoczył. Ładny wystrój, większe przestrzenie, przyjemna łazienka. Z pewnością jeszcze z niego skorzystamy.
Rano wyruszamy w ostatni etap podróży do Polski. Piękny wschód słońca wita nas na autostradzie za Hanowerem.
W Polsce omijamy północne wioski, korzystając z nowej trasy S6. Przystanek na MOP-ie nieopodal Kołobrzegu.
A to pamiątka z Hiszpanii, płytka ceramiczna, którą zawiesimy na tarasie.
Nasza hiszpańska koleżanka podarowała nam dżemy z fig i moreli. Do zdjęcia ustawiłam je w jesiennych liściach magnolii, które czekają aż je pozbieram ;)