Tym razem jedziemy do Hiszpanii nieco zmodyfikowaną trasą - omijamy niemieckie Zagłębie Ruhry, które jest coraz bardziej zatłoczone. Przy okazji pominiemy też Belgię.
W tym francuskim hotelu jeszcze nie spaliśmy. In Hotel Nancy Frouard znajduje się 100 km na południe od Luksemburga.
Pomnik ku czci poległych w I wojnie światowej, we francuskiej miejscowości Piney. Kupuję tu chrupiącą bagietkę.
Znowu urządzamy sobie piknik na skraju drogi ;) Podczas trasy, dopiero w hotelach zjadamy ciepłe posiłki.
Przejeżdżamy przez miasteczko Courtenay w Regionie Centralnym. W piekarni po prawej także i my czasami zaopatrujemy się w pieczywo...
Postój w towarzystwie samochodów kempingowych w niewielkiej, francuskiej miejscowości Trensacq (w Nowej Akwitanii). I znowu te piękne platany!
Andrzej postanowił trochę pod nim poleżeć. Jako emeryci nigdzie się nie śpieszymy, mamy przecież wakacje przez cały rok :)
Zaczynają się Pireneje Atlantyckie. Lubię ten odcinek naszej podróży.
Cette-Eygun to francuska wioska położona wysoko w górach, mieszka tu tylko kilkadziesiąt osób.
Fort du Portalet. Trzyminutowy postój z powodu robót drogowych wystarczył, żeby zrobić ostre zdjęcie z bliska. Zbudowany w latach 1842 - 1870 na klifie pod Chemin de la Mâture nad rwącą rzeką Gave d'Aspe.
Samotny krzyż w Pirenejach, przy jednej z dróg pielgrzymkowych do Santiago de Compostela.
Ostatni nocleg w trasie mamy w górskim kurorcie Canfranc-Estación. Nasze schronisko mieści się w żółtym budynku.
Canfranc-Estación to dawna stacja kolejowa położona w Hiszpanii, przy granicy z Francją. Niezwykle malownicza miejscowość, idziemy na długi spacer.
Piękne górskie krajobrazy i charakterystyczne kolorowe budynki.
Elektrownia Wodna Canal Roya. Wody rzeki Aragon oraz potoków Kanału Roya i Izás są zatrzymywane przez trzy różne zapory.
Monument z figurką pielgrzyma z brązu został tu postawiony z okazji 50 rocznicy wybudowania elektrowni (1967-2017).
Niedaleko - mała fontanna.
Miejscowy sklep i centrum spotkań.
Cel naszej pieszej wędrówki to zabytkowy dworzec Canfranc International Station. Otwarty w 1928 roku, jest obecnie wpisany na listę dóbr kultury.
W okazałym budynku dworca od roku 2023 mieści się ekskluzywny, pięciogwiazdkowy hotel ze 104 pokojami.
Stara fotografia z dnia otwarcia dworca. Obecnie na międzynarodową stację przybywają jedynie dwa lokalne pociągi dziennie.
Przed snem robimy ładne zdjęcie z okna schroniska.
Wczesnym rankiem wyruszamy w ostatni etap podróży. Mały czarny prostokąt, to tunel wyjazdowy prowadzący na pirenejską - już hiszpańską - trasę.
Witamy świt na drodze.
Zaczyna się dzień.
Pełne oświetlenie - przed nami szerokie i wygodne górskie drogi Hiszpanii. Jednocześnie to już trasa szybkiego ruchu A23 "Mudejar" prowadząca na południe.
Białe sztuczne szczyty po prawej informują o istniejącym w tym miejscu spektakularnym punkcie widokowym. Zdjęcia stamtąd zrobiłam w poprzednich latach.
Piękne widoki...
Jeżdżąc tędy wielokrotnie, pamiętamy budowę wielu nowych tuneli. Teraz z nich korzystamy.
Zostało 90 km do Saragossy.
Pagórki z wiatrakami i pola z drzewkami to powtarzający się krajobraz.
Jesteśmy już w naszej Playa Honda La Manga. Pierwszego dnia idziemy obejrzeć nowe, niewielkie molo.
W tle po prawej, jako pierwszy widoczny jest nasz dom.
Mostek jest nieco pływający, ale spacerowicze chętnie z niego korzystają.
Niesamowite kwiaty... wrzesień w Playa Honda jest bardzo ciepły, codzienne temperatury to 32-34 stopnie i ani kropli deszczu.
W tym roku w Mar Menor można zobaczyć wiele meduz Cotylorhiza tuberculata. Nazywane są "jajkiem sadzonym". Mogą osiągać średnicę 40 cm, ale nie są groźne.
Spacerujemy po kempingu "Caravaning Capfun La Manga", który widzimy z okien. Spotkać tu można ciekawe koty...
...i zobaczyć takie śliczne domki.
Jak to tutaj rośnie!
To zdjęcie z okna, podziwiamy ciekawie dzisiaj oświetlone wzgórza Parku Regionalnego Calblanque.
W niedzielny poranek dzieciaki oswajają się z wodą na sprzęcie pływającym.
Dzisiaj w naszej ulubionej plażowej knajpce "Zankara" odbędzie się jakaś uroczystość. Przywieziono tu mnóstwo niebieskich baloników.
A to wnętrze kościoła św. Izydora w Los Belones (4 km od nas). Jesteśmy na mszy w intencji zmarłej tu Mamy naszej koleżanki Małgosi (Margarity).
Po mszy wychodzimy do miejscowego baru pod chmurką, na wspólną kolację.
Czasem spędzamy dzień na półwyspie, nad "dużym morzem" - czyli Śródziemnym, gdzie jest chłodniej. Na plażę przylatują sprytne gołębie, które czekają na okruchy.
W garści muszle, a za plecami - kolejny gołąb. W sumie chyba dobrze, że to nie mewa ;)
W Playa Honda czasami zaglądamy w to miejsce. Za mną widać niesamowite pinie, które mają ogromne szyszki. Zbieramy je jako ozdoby (i chyba nie tylko my).
Na palmach jest coraz więcej dojrzałych daktyli, więc papugi mnichy robią gniazda.
Przestała pracować i z uwagą nam się przyglądała...
Półwysep La Manga z perspektywy słonych łąk.
Andrzej na tle nowego apartamentowca - Los Flamencos (nazwa od bytujących tu flamingów).
Wyjeżdżając do Hiszpanii, zawsze zrywam z krzaczków moje ostatnie pomidorki. Po drodze dojrzewają.
Brakuje nam tutaj kiszonej kapusty. W Polsce robimy ją sami, więc w Hiszpanii spróbowaliśmy też :)
Jest tak gorąco, że Andrzej postanowił spać na tarasie przy rozsuniętych oknach. Kupiliśmy rozkładany fotel (sądząc po ofercie sklepów, tutaj są mało popularne).
Nie ma to jak w domku... tyle, że na drugim końcu Europy...
W chiringuito "Zankara": z Margaritą z Los Belones i Diego z Paragwaju.
Przenieśliśmy się do naszego ogrodu i świętujemy dalej.
Diego niedługo przeprowadza się do Madrytu.
Ciekawa fotka z czaplą :)
To chyba wąż podkowiasty, jest bez głowy i nie mogę sprawdzić. Nie są groźne.
Wypożyczalnia sprzętu dla miłośników sportów wodnych.
Zdjęcie z zoomem - drugi brzeg Mar Menor.
Na palmach są już wielkie kiście dojrzałych daktyli. Spadające masowo owoce wcale nie są smaczne, trzeba je wysuszyć.
Jedziemy do San Pedro del Pinatar, na drugi koniec laguny Mar Menor.
W centrum handlowym jemy obiad - w naszym ulubionym barze sieci Pistachio.
Na ścianach żaby i jaszczurki :)
Kościół w San Javier. Budynki sakralne w każdym miasteczku są ważnymi punktami orientacyjnymi.
Mijamy Los Alcazares.
W San Javier istnieje Akademia Sił Powietrznych - pobliskie ronda ozdabiane są nieużywanymi już samolotami.
Tablica informuje, że w tym miejscu znajdują się stanowiska błotniaka łąkowego oraz błotniaka stawowego - dużych ptaków drapieżnych z rodziny jastrzębiowatych.
Los Urrutias - wakacyjna miejscowość nad Mar Menor. Zabytkowy kościół Nuestra Señora del Carmen z 1928 roku.
15 października w hiszpańskiej telewizji relacjonowane są wybory w Polsce.
W naszym budynku, sympatyczne małżeństwo z Polski wynajęło na kilka dni mieszkanie. Jedziemy razem z nimi do portu w Cabo de Palos.
W portowym kościele akurat odbywa się ślub. Przed drzwiami dla nowożeńców przygotowano wiaderka z ryżem - nie wiedziałam, że może go być tak dużo :)
W porcie.
Lubię to miejsce, zawsze mnie inspiruje do napisania książki, ale jakoś nie mogę jej zacząć ;).
Latarnia w Cabo de Palos z 1864 roku wciąż działa (zbudowana jest na bazie XVI-wiecznej wieży obserwacyjnej).
Wędrujemy po 'latarniowym' wzgórzu i podziwiamy widoki.
W niewielkiej zatoczce zauważamy kilka łodzi pontonowych.
Płyną nimi pasjonaci nurkowania. Nasi nowi znajomi także bardzo lubią ten sport.
Okolice widocznych na zdjęciu Wysp Mrówczych, to jedno z najlepszych miejsc do nurkowania w Europie.
Tymczasem na plaży Małego Morza odbywa się wędkowanie. Każdy tutaj znajdzie coś dla siebie.
Telefon od mojej przyjaciółki - Reni. Kiedy akurat jestem poza Polską, odbieram od niej zwykle będąc na spacerze :)
Piękne boczne oświetlenie zachodzącym słońcem.
Żniwa na palmach - całe rodziny przychodzą tutaj pozrywać sobie dojrzałe daktyle.
Jest niedziela, więc wybieramy się do Cabo de Palos, pochodzić po miejskim targowisku. Zaparkował tu fajny chopper.
Cotygodniowe targowisko to setki metrów alejek wypełnionych straganami z ubraniami, słodyczami, rybami i produktami sprzedawanymi bezpośrednio od rolników.
Jeszcze tylko zdjęcie z jaszczurką i zmęczeni wielkim targiem wracamy do domu.
Będziemy się zajadać "melocotonami" - czyli pyszną odmianą dużych, żółtych brzoskwiń (których nie można dostać w Polsce) oraz wielkimi renklodami :P
W strefie przybrzeżnej z Mar Menor wyławiane są glony, które rozwijają się tu nadmiernie.
Za Playa Paraiso oglądamy nową, specjalną plażę dla psów. Psiaki mogą tu pobiegać, wykąpać się pod prysznicem i napić wody.
A to plaża Las Amoladeras, niedaleko solnisk. W tym miejscu młode pary często zwierają romantyczne śluby.
Widok na solniska - Salinas de Marchamalo. Jako obszary chronione zaliczane są do tzw. Otwartych Przestrzeni i Wysp Mar Menor z kategorią Parku Przyrody i Strefy Chronionego Krajobrazu.
Café Bar Yemanjá, w porcie. W tym roku został jednym z najlepszych tego typu w Hiszpanii. Założyła go ponad ćwierć wieku temu pewna Argentynka. Yemanjá jest brazylijską boginią morza, która opiekuje się żeglarzami i rybakami.
Stoję przed łodzią należącą do Uniwersytetu w Murcji. Przypomniały mi się moje skromne, naukowe wyprawy badawcze :).
To nasz ulubiony parking, z którego korzystamy, gdy robimy większe zakupy w markecie sieci Mercadona. Za mną zaczyna się Półwysep La Manga.
A to widok na stronę przeciwną.
Na obiad udało mi się upolować bacalao, czyli dorsza. Tutaj nie są tak popularne jak u nas.
Dzisiaj ostro powiało, w porywach 10B. Niektóre łódeczki się powywracały...
Większe szkody są w restauracji "Miaya Beach", pod naszymi oknami.
Z gniazda na palmie wiatr strącił dwa młode przytulone wróbelki...
Pogoda tutaj szybko się poprawia. Andrzeja zaczepił na patio śmieszny mały piesek, który chciał się pobawić pluszowym tygryskiem :)
Z naszymi nowymi znajomymi poszliśmy pograć w bule.
Wszyscy grali pierwszy raz, była świetna zabawa.
Po drodze wpadliśmy na smutną, uwięzioną papugę...
Jeszcze raz staję na molo, tym razem mocno rozhuśtanym przez wiatr.
Pod koniec października często napotykamy halloween'owe dekoracje.
Sklepy prześcigają się w straszeniu klientów :)
Tego pięknego, dzikiego kotka dokarmiamy od trzech lat. Kiedy nas wypatrzy na spacerze, biegnie za nami i miauczy wniebogłosy.
Dzisiaj najadł się tak bardzo, że postanowił pospać w doniczce z bananowcem.
Ostatnia przechadzka. Często tutaj wędrujemy.
Nie pierwszy już raz widzimy ten namiocik rozbity na plaży. Ktoś tam sobie pomieszka parę dni. W Hiszpanii można to robić.
Z końcem października, na całym wybrzeżu likwidowana jest infrastruktura plażowa. Składane są podesty, prysznice, leżaki, a nawet całe drewniane knajpki...
Naszą plażę bierze we władanie ta piękna, biała czapla. Jest wciąż ponad 25 stopni.
Wschód księżyca nad Przylądkiem de Palos.
A to poranny zachód księżyca nad Mar de Cristal.
Noce są wciąż ciepłe, siedzimy przy otwartych oknach.
Takie ciekawe, kolorowe zdjęcie mi wyszło...
Na zakończenie, jak zwykle, prezentuję widowiskowe zachody słońca.
Mikroklimat tego miejsca wywołuje takie spektakle.
Dzisiaj jest zupełnie inaczej.
Czerwień z fioletem, to częsty widok w ostatnich dniach października.
Ogniste niebo, które oglądamy wprost z tarasu.
Spokojny zachód za wierzchołkami wzniesień Regionalnego Parku Calblanque.
Magiczny moment zatrzymany z pozycji leżaka w ogrodzie.
Ostatnia chwila zadumy na bulwarze. Jutro wracamy do Polski samolotem, a nasz samochód tu na nas trochę poczeka...