nasz dom

zimą...

wiosna

latem...

        więcej zdjęć           

"Marzenia są północą; kiedy się spełnią, musisz skierować się na południe."
__________________________________________________________________Albert Espinosa - pisarz, człowiek kina

wstecz

            Abyśmy mogli rozpocząć budowę domu w Juracie, teściowie zrezygnowali z kawałeczka (10 x 10 metrów) swojej wieczystej dzierżawy wydmy, na naszą rzecz. Była to tylko urzędowa formalność, nigdy tak naprawdę ten skrawek nie zajmował naszej posesji, ale w ten sposób uzyskaliśmy poszerzenie terenu i zgodę na budowę. Wylaliśmy fundamenty. Wtedy spotkała nas rzecz zupełnie nieoczekiwana! Do naszego wynajętego pół-domu w Pucku zapukała stara ciotka, siostra mojej babci, z wiaderkiem pełnym śliwek, mieszkająca na tej samej ulicy... nawet się dobrze nie znaliśmy. Okazało się, że od dłuższego czasu obserwowała razem ze swoim małżonkiem, jak zmagaliśmy się z otoczeniem zaniedbanego, wynajętego mieszkania. To był dzień, który zaważył na całej przyszłości, z gatunku tych, które przytrafiają się człowiekowi raz w życiu. Zaprosiła nas do siebie i razem z wujkiem zaproponowali nam zamieszkanie w swoim dużym domu, w zamian za dożywotnią opiekę i wykończenie budowy. My mieliśmy zaledwie po 33 lata, a oni byli już u schyłku życia. Ich budynek wymagał tynkowania, założenia ogrzewania, podłóg i wielu innych kosztownych inwestycji... Bardzo się wahaliśmy, w końcu zapadła decyzja i przeprowadziliśmy się kilka domów dalej, nareszcie mieliśmy swoje własne lokum. Nasze oszczędności, plus wsparcie od rodziców (moja mama sprzedała swojego wyczekanego, nowego 'malucha') - poszły na podatek. Potem, wszystko co zarabialiśmy przeznaczaliśmy na wykończenie budynku ciotki. Budowa w Juracie stanęła na parę lat, ale nie zarzuciliśmy jej. W każdy weekend i wolne dni jeździliśmy tam, żeby ją dokończyć. Taki mieliśmy wymóg w decyzji urzędu, byliśmy do tego zobligowani pod rygorem utraty działki.
            Pracowaliśmy bardzo ciężko, Andrzej miał prawie dwa etaty w szkole, a w domu do drugiej w nocy prowadził firmę komputerową. Ja do swojego półtora etatu dołożyłam jeszcze wieczorówkę w liceum i z pracy wracałam po 20-tej. W tym wszystkim leciało gdzieś po drodze nasze normalne życie i jak to życie - pełne było zadań, dobrych i złych niespodzianek. Zanim stanął dom w Juracie, minęło wiele lat (zdjęcia). Mój mąż dużo robił sam, wszystkie instalacje, z centralnym ogrzewaniem włącznie. Na koniec budowy teściowie zafundowali nam wielkie tarasowe okno, bo już zupełnie nie mieliśmy pieniędzy. Duży salon, dwie sypialnie oraz plaża i wspaniały widok na zatokę, to był szczyt naszych marzeń i możliwości. Z radością jeździliśmy tam w każdej wolnej chwili (z Pucka do Juraty są tylko 34 km) i zawsze czekali na nas w sąsiednim domu rodzice Andrzeja. To był niezapomniany, piękny okres w naszym życiu...
            Po kilku latach jednak, okazało się, że wokół nas coraz bardziej zagęszcza się liczba przyjezdnych wczasowiczów. Jurata zrobiła się popularna, nie była już cicha i taka tylko nasza... W Pucku zadomowiliśmy się na dobre, miałam już pracę na miejscu. Postanowiliśmy latem wynajmować nasz ukochany domek na półwyspie. Choć przynosiło dodatkowe dochody, nie było to zajęcie przyjemne, dojazd w korkach zajmował kilka godzin i dalej przez wiele lat nie mieliśmy spokojnych urlopów. Nasz dom pokochali goście, którzy zaglądali tam co roku. Dorosło w nim wiele ich dzieci, niektórzy wciąż się z nami kontaktują... 9 lat temu, po śmierci już obojga moich teściów i sprzedaży ich przedwojennej posiadłości, Jurata przestała być dla nas ciepłym, rodzinnym gniazdem. Coraz bardziej była miejscem, w którym wciąż tylko czekała jakaś robota. Wahaliśmy się między remontem, a przebudową. Tłumy turystów, cały ten wczasowy zgiełk i do tego poważna choroba Andrzeja, coraz bardziej stawiały pod znakiem zapytania sens utrzymywania tej posesji. W 2016 roku sprzedaliśmy swoją działkę i 'dzieło naszego życia' bardzo sympatycznym ludziom z Warszawy i zabezpieczyliśmy sobie spokojną starość.

              Gdy teraz wracam wspomnieniami do dawnych czasów, to zauważam, że przez ponad trzydzieści lat naszej zawodowej aktywności nie odpoczywaliśmy w czasie wakacji jak należy. Nawet nigdy nie poszłam na plażę, choć mieszkamy nad samym morzem. Zawsze coś robiliśmy, no cóż... trzeba czasami bardzo pomóc swoim marzeniom... Za to teraz, gdy jesteśmy już na emeryturze i mamy gdzie mieszkać, staramy się często wyjeżdżać i nadrabiać tamten czas :)) Marzeniami stały się podróże i dobre zdrowie, mam nadzieję, że i one będą się spełniały...


21.08.2018