Kocham naturę i lubię naturalność. Otaczająca mnie zieleń, także nieożywione elementy przyrody dają mi poczucie relaksu, spokoju i bezpieczeństwa. Tak jak w ludzkich twarzach szukam naturalności i odmienności, tak i ogród, o który dbam, musi być trochę dziki i żyć pełną różnorodnością gatunków.
Lubię ludzi naturalnie się starzejących, mających zmarszczki, które mówią o ich życiu i charakterze, twarze żyjące pełną mimiką – bez botoksowego paraliżu, odstraszających sztucznych rzęs i soczewek, wypchanych i ponaciąganych policzków i ust. Nie widzę sensu w tatuażach, które są jakimś koszmarnym malunkiem zmieniającym nieskazitelną, naturalną skórę. Mam przeświadczenie, że ludzie tak się na własne życzenie modyfikują, bo nie radzą sobie z funkcjonowaniem we współczesnym świecie i zbyt oddalają się od natury. Brakuje nam akceptacji, chcemy być widoczni, wyróżnieni, naśladując innych poprawiamy sobie samoocenę. Nie zamierzam jednak tutaj moralizować i utyskiwać, bo zawsze na pierwszym miejscu stawiam zrozumienie i tolerancję. Tak samo jak człowiek, który jest coraz bardziej przeinaczony, wynaturzony i chorowity, nasza zmieniająca się przyroda radzi sobie coraz gorzej…
Ma być jednak bardziej optymistycznie: dzisiejszym wpisem chciałabym upamiętnić swój ogród. Mam mnóstwo zdjęć, które robię wówczas, gdy mnie coś zachwyci lub uraduje. Wbrew obiegowej opinii, biolog wcale nie uczy się hodowli roślin. Musiałby studiować ogrodnictwo :). W moim przypadku uprawa jest wypracowana metodą prób i błędów, mam tylko jedną zasadę: w ogrodzie musi być naturalnie i bioróżnorodnie. Podobno należę do tych, którzy gdy wsadzą patyk do ziemi, to zawsze z niego coś wyrośnie ;) Lubię popracować w ogrodzie, nie robię tego z przykrego obowiązku. Mimo fizycznego zmęczenia, taka robota odpręża i daje dużo satysfakcji. Mam spory trawnik, który jest mieszaniną traw i chwastów. Regularnie koszony tworzy zwartą darń, pełną stokrotek, fiołków i innych miłych ruderalnych roślinek. Tam gdzie jest cień, pozwalam żyć mchom, które razem z grzybami, brzozą, klonem i jodłą tworzą atmosferę lasu i lepiej niż trawa znoszą letnią suszę. Mam też trochę ozdobnych krzewów i drzew, które wyhodowałam z maleńkich sadzonek. W naszym mini - sadzie rosną prawie 50 letnie śliwy, jabłonie, czereśnie i wiśnie. Jest także ogromny świerk (30 lat temu miał zaledwie pół metra), wiele innych iglaków i niezwykła magnolia parasolowata. W kwitnących wiejskich malwach buszują trzmiele i inne pszczołowate, w krzaczkach chowają się jeże, a wśród drzew mieszkają ptaki, które swoim codziennym świergotem oznajmiają, że wszystko żyje i jest bliskie ekologicznej równowagi.
Gdyby nie ta strona, moje zdjęcia przeleżałyby zapomniane, gdzieś w pamięci komputera. Cieszę się, że mogę je tutaj zaprezentować i przy okazji sama prześledzić ewolucję mojego ogrodu.
5.05.2019