post
Konfucjusz
Niestety, to nie był koniec. Zbyt mało myślałam wtedy na temat tego co jem. W 2013 kilka kilo wróciło, a waga już nie chciała spadać. Mąż wówczas dzielnie walczył z nowotworem (także dietą i ćwiczeniami), tata umierał, a mój nawyk sięgania po antystresowe przekąski od czasu do czasu powracał. Od niechcenia kiedyś powiedziałam coś na ten temat w aptece. Pani farmaceutka żywo się zainteresowała i wspomniała o diecie doktor Ewy Dąbrowskiej. Okazało się, że kilka pań z puckich aptek zastosowało 40 dniowy post i schudły od kilku do kilkunastu kilogramów. Zaciekawiło mnie to, poczytałam w internecie i znalazłam książkę, która, jak się okazało, od dawna leżała już u mnie na półce. Zawzięłam się - i przez następne 40 dni poleciało kolejnych 11 kilogramów. Przed postem i po nim zrobiłam sobie badania morfologiczne i biochemiczne krwi. Zmieniły się na korzyść wszystkie parametry :) Mój mąż w tym samym okresie przeszedł dwie serie radioterapii - na nowotwór, a potem na przerzut oraz kilka innych zabiegów. Jeździliśmy po całej Polsce, żeby go wyleczyć. Zafiksował się na dietę doktora Mosleya i mimo choroby zaczął jeść co drugi dzień. W postny - zupełnie nic albo mały posiłek (maksymalnie 500 kcal) lub soki warzywne (wykres) . W ciagu 3 miesięcy zrzucił 12 kg, co w kontekście jego choroby trochę mnie przerażało. Codziennie rano, bez względu na pogodę i porę roku, wychodził do ogrodu i ćwiczył (robi to zresztą do dzisiaj). Również w tym czasie zainteresował się windsurfingiem i zaczął pływać po zatoce. Intensywniej zaczęliśmy podróżować. W tej chwili jest zdrowy, ma takie wyniki, jakby nigdy nie chorował! Pamiętamy o pokorze wobec tak poważnych zagrożeń i robimy wszystko, żeby te straszne przeżycia już się nie powtórzyły.
W rok 2014 weszłam lżejsza i szczęśliwa (co widać na zdjęciach z podróży), a później mimo swoich 58 lat, mogłam na wczasach bez skrępowania założyć szorty! I kto powiedział, że starsza pani już nie może schudnąć? (zdjęcia) Teraz, mimo że przekroczyłam 60 rok życia, nie jestem już wielorybem i żaden aktywista Greenpeace nie zepchnie mnie z plaży do morza ;P
Lekarze, nawet ci akademiccy, w obliczu poważnych chorób z reguły nie rozmawiają z pacjentem na temat pilnej potrzeby pozbycia się tłuszczu i rozpoczęcia ćwiczeń fizycznych. Natomiast mówią o tym lekarze tradycyjnej medycyny chińskiej i ajurwedy, bo to prawdziwa medycyna holistyczna. Takie choroby jak zawały, udary, dna moczanowa, cukrzyca II typu, nadciśnienie, podwyższony cholesterol, a także wiele nowotworów i nawet tzw. chorób autoimmunologicznych, to po prostu wina niewłaściwego odżywiania i trybu życia! Chociaż odsuwamy tę myśl, sami sobie jesteśmy winni, są to "choroby na własne życzenie"... Także zaćma i jaskra mają związek z odżywianiem. Ludzie łykają tabletki na nadciśnienie, cholesterol, cukrzycę - i z głowy, to takie proste! Po tych lekach parametry są w normie, ale organizm wcale nie jest wyleczony, one tylko maskują właściwy problem... Już po kilku dniach poszczenia spada ciśnienie krwi i poziom złego cholesterolu, łatwo to sprawdzić.
Jesteśmy wprost zasypani cukrem. Wszystko jest słodzone, słodkie, albo o słodkim smaku nawet jeśli nie ma w tym cukru. To podstawowe i najważniejsze współczesne zagrożenie dietetyczne. Cukier. Tłuszcze nie wyrządzają takich szkód jak bułki, drożdżówki, ciasta, biały ryż, makaron, słodzone jogurciki i napoje. To wówczas gdy jemy dużo cukru znacząco rosną nam trójglicerydy, tak, tak, wyczytałam to w książce medycznej. Nie bójmy się aż tak bardzo tłuszczu choć ma dużo kalorii, to cukier (wiele jego węglowodanowych odmian) jest najgorszym winowajcą. Zbyt dużo spożywamy też białka (mięso, produkty mleczne), w przebiałczonym organizmie nasilają się procesy zapalne i zwiększa poziom czynnika IGF-1, co wiąże się z chorobami serca i nowotworami. Zaczęłam bardziej interesować się składem codziennych posiłków i już wiem, że cukier (razem ze słodkimi owocami i mąką), tak jak i mięso, zwyczajnie uzależniają - z esperymentów wynika, iż nawet bardziej niż twarde narkotyki. Może kiedyś o węglowodanach, tłuszczach i białkach napiszę nowy rozdział...
Paru moich znajomych zastosowało dietę doktora Mosleya i jedli co drugi dzień (w ten nie-postny można jeść wszystko). Opowiadają o tym entuzjastycznie, a teraz, żeby utrzymać efekty, głodują już tylko raz - dwa razy w tygodniu (dieta 5:2). Bardzo zachęcamy wszystkich, mój mąż i ja, do stosowania tej strategii żywienia. Świadomość tego, że już na drugi dzień możesz jeść co chcesz, pozwala z łatwością wytrzymać dzień głodówki (ok. 500 kcal).
Miałam dwóch obcych sobie wujków, z którymi bardzo się zżyłam: Pawła, prostego cieślę i Zygmunta, który był niegdyś dyrektorem wielkiej firmy w Poznaniu. Prowadzili zupełnie odmienny tryb życia, ich aktywność fizyczna diametralnie się różniła. Łączyło ich tylko to, że obaj dożyli w zdrowiu 98 lat, obaj jedli bardzo skromnie i byli szczupli. Na starość nie mieli demencji, a odeszli zasypiając. Nie każdemu dane jest takie życie, powinniśmy się starać ze wszystkich sił...
17.03.2018