No i stało się. Dobre życie stanęło pod znakiem zapytania... Niewiele tygodni wystarczyło, aby współczesny, poukładany i nowoczesny świat rozsypał się z powodu propagacji wirusa o wielkości około 100 nm. Niteczka kwasu RNA i trochę osłonowego białka. Bakteria przy nim to wielka piłka. Nawet nie wiadomo czy to twór żywy, bo tak jak wszystkie wirusy nie wpisuje się w naszą definicję życia. Szybko namnaża się w cudzych komórkach, siejąc spustoszenie w organizmie i kruchej ludzkiej psychice.
Już od paru lat mam odczucie, jak gdyby coś chwyciło w dłonie naszą ziemską kulę i energicznie zaczęło nią potrząsać. Tak jakby ktoś tarmosił zamknięty ul pełen pszczół, z całym ich poukładanym dobytkiem. Na świecie zaczęło się robić nerwowo. Postępują nagłe, zaskakujące zmiany w przyrodzie nieożywionej i ożywionej, rozchwianiu ulega równowaga naszego ziemskiego ekosystemu. Ogromne siły natury uruchomiły wulkany, tornada, zaczęły topić lodowce. Trzęsie się ziemia i przesuwają uskoki tektoniczne. Z oceanów zrobiliśmy sobie śmietnik, a Golfsztrom - ciepły oceaniczny Prąd Zatokowy lada chwila może się wyłączyć jak przełącznikiem światła. W jednych miejscach na lądy napierają ściany wody, w innych ziemia wysycha i płonie. Do tego dokładamy wszelkich starań, żeby było gorzej i groźniej. Wycinamy wielkie lasy, dające tlen - płuca świata, nie tylko w Amazonii, ale także w swoich własnych ojczyznach. Prowadzimy metanogenne, ogromne hodowle zwierząt, dokładamy dwutlenku węgla ze spalania paliw, drapieżnie wydzieranych Matce Ziemi. Wymyśliliśmy sobie, że wszystko musi iść naprzód, zyski muszą wciąż rosnąć, a gospodarki krajów nieustannie się rozwijać tak, jakby zrównoważona stagnacja była czymś złym. Ludzie nie żyją już z tego co sami wypracują, ich egzystencję napinają banki udzielające pożyczek na wszelakie potrzeby (nie tylko te podstawowe), wysysając potem z kredytobiorców ostatnie krople krwi i ustawiając ich życie w stanie równowagi nietrwałej.
W naszym ziemskim habitacie zrobiło się stresująco i nieznośnie, ul ciągle się trzęsie jak dziecięca grzechotka. Na całym świecie liberalne, demokratyczne i łagodne rządy powymieniały się na autorytarne, w których władza skupia się w ręku jednego wszechwiedzącego człowieka. Część ludzi ślepo podąża za jego siłą, a część w popłochu i bezradności wycofuje się i podejmuje rozpaczliwe decyzje. Zapanowała przemoc, leje się krew, a państwa się zbroją nie bardzo wiedząc skąd nadejdzie niebezpieczeństwo. Obserwujemy miliony uciekających od głodu, wojny, terroryzmu, wyjałowionych i usmażonych słońcem terytoriów. Sami nie bardzo byśmy wiedzieli dokąd to my mielibyśmy uciec, gdybyśmy znaleźli się w podobnej sytuacji... Nasze cywilizowane dorastające dzieci nie mają pojęcia kim są i dokąd zmierzają. Wydaje im się, że wszystko mogą i potrafią, a byle prosta przeszkoda wywraca ich życie do góry nogami i rujnuje psychikę. Mają o sobie wysokie zdanie, a panicznie reagują na zwykłe codzienne trudności. Ich głównym problemem jest uzyskanie "lajków" od jak największej grupy "podziwiaczy", a tymczasem ktoś zły, zawistny i wystraszony poprawia swoje samopoczucie anonimowo wysyłając niezliczoną liczbę nienawistnych "hejtów". Wielki francuski filozof i psycholog Michel Foucault, już dawno temu pisał o panoptikonie - permanentnej inwigilacji. Ktoś stale obserwuje i wystawia oceny. W takim świecie żyją nasze dzieci, ale i żyjemy my.