Odkąd pamiętam, zawsze miałam problem ze zjadaniem zwierząt. We wczesnych latach 90-tych prenumerowałam roczniki "Wegetariańskiego Świata", zaczytywałam się w książkach doktor Marii Grodeckiej i latami całkowicie unikałam mięsa. Jestem głęboko przekonana o tym, że dieta wegetariańska jest zdrowa, przedłuża życie ludzi i oszczędza przyrodę. Zawsze kiedy zjadam mięso (choć nie zdarza się to często), mam poczucie, że to była kiedyś żywa istota, która czuła, nierzadko cierpiała i stanowiła część tego świata. Jedząc ciało zwierząt, doświadczam pokory w stosunku do tak smutno zaprogramowanej człowieczej egzystencji. Powszechnie wiadomo, że gdyby ludzie na Ziemi zrezygnowali z jedzenia mięsa, nikt na świecie nie cierpiałby głodu. Postępujemy jednak inaczej, prowadzimy ogromne hodowle, nazywając je "produkcją zwierzęcą", zmuszamy krowy do "produkowania" tysięcy litrów mleka, zabieramy im dzieci, męczymy hodowlane ptaki w ciasnych klatkach, tuczymy gęsi, świnki i tak dalej, i tak dalej...
Teraz już nie wojuję w tym temacie, nikogo nie staram się przekonywać i osądzać. Zauważyłam, że to zagorzali mięsożercy mają problem z wegetarianami, a nie odwrotnie, więc nie wkładam już kija w mrowisko, bo to nic nie da. Nie lubię jednak, jeśli ktoś stawia przede mną zbyt wyrafinowany i udziwniony posiłek. Nie rozumiem jedzenia całych pieczonych prosiaków jako podkładu do dobrej biesiady, wielkich indyków na amerykańskie Święto Dziękczynienia, "owoców morza" (co za przewrotna nazwa!), rosołu z przepiórek, gołębi itp. Wiem, wiem, dla niektórych to herezja, ale dla mnie to zbędne wynaturzenia posiłków, takie same jak robienie potraw z psa czy pająka, kiedy nie jest to konieczne. Dobrze, że nie łapiemy motyli i nie smażymy ich w cieście... Czy wiecie Państwo, że inteligentna ośmiornica ma status OSOBY nieludzkiej? Badacze są zdumieni złożonością genomu tych zwierząt. W restauracjach odcina się tym żywym, czującym istotom ich ramiona i podaje na talerzu. Czy wiecie, że delfiny nadają sobie imiona? Macie świadomość tego, że rekiny z odciętymi płetwami wrzuca się jeszcze żywe z powrotem do morza, tylko po to, by ktoś - gdzieś serwował w restauracji zupę z płetwy rekina? Także polowania na dzikie zwierzęta (przez ludzi, których stać na każdą inną potrawę) nie mieszczą mi się w głowie. To zbędna śmierć wolnego, pięknego stworzenia, wyłom i strata w biocenotycznej układance. Nawet jeśli akurat osobniki są zbyt liczne, niepotrzebnie ingerujemy w samoregulujące się naturalne systemy - właściwie dla rozrywki, bo nie przecież w celu pozyskania żywności, której w krajach rozwiniętych mamy dosyć. Nie wyobrażam też sobie złowienia ryby na wędkę. Ten haczyk i jej ból jest dla mnie zbyt obciążający. Wiele stron mogłabym napisać o ziemskich współbraciach oraz naszych drapieżniczych i pasożytniczych skłonnościach, a wcale nie o tym ma być dzisiejszy wpis...