Chciałabym powspominać małe i duże stworzenia, które były i są częścią naszej rodziny, i bez towarzystwa których nie wyobrażamy sobie życia. Ani wybierane, ani rasowe, tylko takie zwyczajne, kochające ludzi mieszańce i dzikusy... W nasze dzieciństwo wpisały się koty: Rudy, Maurycy i Ksawery (które potrafiły otwierać drzwi), piesek Mucha (który miał uszy jak śmigła wentylatora) i większy pies Tarzan z Juraty, zasłużony podwórzowiec, który zasłynął tym, że znalazł sposób na jeże (trzeba było go kontrolować, bo kopał dołki w piasku i robił pułapki na denerwujące go kolczaste stworki). Jeży zawsze było dużo w naszej okolicy. W Pucku, mój tata, który co drugi tydzień wracał z pracy koło północy - czasami przynosił do domu "kolczatki" zabłąkane na ulicy, ranne sowy i mimo paniki mojej mamy - różne gryzonie. Gdy byłam małym dzieckiem, w domu mieszkały kanarki - Kubuś i Renia, które doczekały się piskląt. Wiele lat później, u rodziców po podwórku chodziło kilka kur, których nikt nie chciał zjeść, bo były mądre i przyjazne... Uwielbiamy dokarmiać i rozpoznawać dzikie ptaki. W Juracie, na półwyspie, terenie migracyjnych przelotów, często siedzieliśmy z lornetką i atlasem na kolanach. Doliczyliśmy się około 30 gatunków! Zobaczyłam tam nawet dudka :) Zimą Andrzej kupuje wiadrami pszenicę i wysypuje w ogrodzie. Dochodzi do tego, że stare mądre gawrony, kawki i nieliczne w Pucku wrony rozpoznają nas, czekają i wylatują na spotkanie, jak do doktora Dolittle. Gdy tylko złapie pierwszy mróz, przybywają tu bardzo licznie, dołączają do nich stadka trznadli cytrynowych, wróbli, a także sikorki, kwiczoły i inne ptaszki.
Najbardziej jednak chciałabym dzisiaj opowiedzieć o psach i kotach, które żyły z nami całkiem niedawno, są wciąż bliskie sercu i często je wspominamy. Pies Misiek z Juraty, półkrwi golden retriever, uratował mojego teścia, który długo nie wracał z grzybów. Pobiegł sam po niego do lasu, odszukał i przyprowadził do domu - jak się potem okazało - z zawałem serca... Pies Misiek Drugi, nie był już taki mądry, ale za to gdy wyrósł, okazał się wielkim kaukaskim owczarkiem! Na szczęście był łagodny i radosny, wychowywał się z kotem i z dziećmi. Potrafił całą noc w deszczu przespać przed swoją ogromną budą, bo w środku dał schronienie kotu :) Misiek Drugi miał także za uszami... któregoś dnia wydostał się za ogrodzenie i merdając ogonem podbiegł do spacerujących niedaleko państwa Hermaszewskich! Na nieszczęście, małżonka pierwszego polskiego kosmonauty przezornie wzięła na ręce swojego małego pieska i nasz ogromny Misiu oparł się wielkimi brudnymi łapami o jej śliczną garsonkę... Można sobie tylko wyobrazić jaka była afera :) Teraz wspominamy to z rozbawieniem, ale wówczas moi teściowie mieli poważny kłopot.
______Mieliśmy też kochanego czarno-białego kocura - Sznupera. Wychowywał się razem z naszym dzieckiem i był pełnoprawnym członkiem rodziny. Przez kilka lat towarzyszyły mu mniejszy, rudy kotek Skaner i podpalany Gronazy. Po nich, przez ostatnich kilkanaście lat mieszkały z nami trzy koty: Kota, Kociczka i Bucia. Teraz zostały tylko dwa. Kota umarła 4 miesiące temu i bardzo po niej płakaliśmy, bo była ukochaną przytulanką i mamą dwóch pozostałych. Miała ponad 16 lat, a to dla dachowca sędziwy wiek - 80 ludzkich lat... Trafiła do nas jako malutki pasiasty kocurek, którego nasza córka Kasia przyniosła w trzeciej klasie liceum. Po niecałym roku kocurek okazał się kocicą - powiła dwa śnieżnobiałe kotki! Nazwaliśmy ją Kotą, była bardzo troskliwą i dzielną mamą. Podczas porodu nie pozwoliła mojemu mężowi odejść od kartonowego pudła. Natychmiast czołgała się za nim, więc Andrzej zmuszony był czuwać przy niej kilka godzin do samego końca - i tak został kocim położnikiem ;) Kota z kociętami jeździła z nami na weekendy do Juraty i wszystkie chętnie buszowały po sosnowym lesie, nie chciały wracać do Pucka. Robiliśmy im mnóstwo zdjęć, z których niektóre zamieszczam. Kiedyś Kota, chcąc się dostać do domu w środku nocy i skacząc na klamkę, nacisnęła na dzwonek do drzwi. Byliśmy wyrwani ze snu o 3.00 i bardzo zdziwieni, gdy się okazało, że zadzwonił do nas kot... Teraz mieszkają z nami jej dzieci, dwie białe (już 15-letnie): Kociczka i Bucia. Pierwsza jest sprytna, komunikatywna i bardzo odważna, druga płochliwa, wrażliwa i pragnąca ciągłej uwagi. Choć obie są białe, mają odmienne pyszczki i zupełnie różne charaktery. Dodatkowo, od kilku lat odwiedzają nas regularnie dwa kocury z okolicy. Nazwaliśmy je Bury i Szary, nie wpuszczamy ich do domu, ale codziennie zjawiają się na tarasie i proszą o jedzenie. Szary, choć kiedyś niezwykle bojaźliwy, teraz daje się wziąć na ręce i bardzo to lubi. Kilka lat temu nosiliśmy mu karmę w kąt ogrodu, bo nie mógł chodzić z powodu złamanej łapki. Rok temu, po przerwie, znowu przyczłapał - bardzo chudy z połową sierści. Regularnie go dokarmialiśmy i wrócił do dawnej formy. Podejrzewamy, że Bury i Szary mają co najmniej dwa domy. Nie wiemy czyje to koty, w każdym razie, trochę też nasze..
______Kasia i jej mąż Przemek także żyją w towarzystwie zwierząt. Szynszyla Tequila ma swoją stronę na instagramie (www.instagram.com/szynszylla) i wygrywa różne konkursy. W ich ogrodzie na ulicy Wiewiórczej mieszkają najprawdziwsze wiewiórki, które są wdzięcznym obiektem do obserwacji i zdjęć. No i jak tu nie kochać zwierzaków, kiedy same do nas przychodzą i dają nam tyle radości? Ksiądz Jan Twardowski mawiał: "Zwierzę jest nam bliższe niźli anioł, choć bardziej niepojęte" - coś w tym jest :)
23.01.2019